czwartek, 29 listopada 2007

Ramówka

Gruba kobieta panicznie boi się kurczaków. Śni, że goni ją wielki i blady korpus, z którego miejscami sterczą małe włoski, a ona ucieka tak długo, dopóki starcza jej sił. Potem upada i budzi się.
Prowadzący program naciska guzik i na ekranach umieszczonych wszędzie telewizorów pojawiają się kurczaki, żywe, martwe, gdaczące i całkiem ciche. Chodzące i nieruchome. Kamera pokazuje stoisko z drobiem w supermarkecie, widać udka, skrzydełka, wspominane już korpusy, karczki, nóżki, ćwiartki i połówki. Kurze wnętrzności i kurze głowy. Kobieta zaczyna płakać, zamyka oczy i pochyla głowę, w tej pozycji można doliczyć się trzech podbródków. Z głośników rozlega się dźwięk gdakania, co jakiś czas słychać też pianie. O ile wcześniej płakała, teraz zaczyna ryczeć i łkać, cała się trzęsie. Do studia, w którym odbywa się program, wchodzą ludzie w strojach przypominających drobiowe korpusy, zaczynają chodzić naokoło niej i ocierać się. Ona kuli się najbardziej jak może, ale bardzo szybko osiąga granicę, której nie może przekroczyć pod groźbą zapadnięcia się w sobie. To wbrew pozorom jest możliwe, są dane potwierdzające kilka przypadków tego niecodziennego zjawiska, stało się to między innymi tutaj, w Polsce (pisze o tym K. Strzymowski w książce "Obredyzm i inne stany fizyczności"). Ten przerywnik jest w zastępstwie reklamy, bo ta stacja nie jest komercyjna i dba o inne wartości niż zwykła telewizja.
Gdy wracamy, prezenter okrakiem siedzi na leżącej już kobiecie i próbuje wepchnąć do jej ust kawał surowego mięsa, krzycząc przy tym:
"Czy obchodzisz Wielkanoc?!", "Czy rodzina się z ciebie śmieje?!" "Boisz się kurczaków, to takie żałosne!".
Ona odpowiada:
"Nie!", "Tak!", "Och, wiem!".
Tak mogło by się skończyć, on na niej, na jej łzach, tłuszczu i wykrzywionej twarzy, na dłoniach o grubych palcach.
Na scenę i publiczność zaczyna spadać deszcz składający się z części eksploatowanych akurat zwierząt, wszyscy uginają się pod ciężarem tego, co zobaczyli. Zabierają swoje lęki i to, co zdołali wynieść, a gdy wracają do domu, chowają w zamrażalnikach. Biorą gorącą kąpiel. Kurczą się do rozmiarów golfowych piłek.

środa, 28 listopada 2007

Sekwencje

To dobry dzień, bo długo leżałem w łóżku, trzymając się blisko ściany, od 8 23 do 11 z kawałkiem, i nie zrobiłem nic. Nic oprócz tego, że ubrałem się i zjadłem śniadanie, potem umyłem się i zjadłem obiad. Usiadłem w fotelu na balkonie i patrzyłem na pierwszy śnieg, było ładne niebo i chmury, przesuwające się miarowo na wschód. Zapaliłem papierosa i tak siedziałem, zaciągając się i mrużąc oczy myślałem o najgorszych wierszach na świecie. Zła poezja to choroba cywilizacyjna. Jakaś kobieta na obcasach szła przez podwórko. Nie liczę minut i godzin, jestem tu i to jest wystarczające. Gaszę papierosa w pustej butelce po piwie, i wracam do środka, otaczam się przedmiotami i zastygam.
To dobry dzień.