czwartek, 6 grudnia 2007

strachy

Gdy o 8 rano staję przed lustrem, pęka mi warga. Przybliżam twarz do lustra i patrzę, jak mała czerwona kreska nabiega krwią. Przemywam twarz wodą i wracam do łóżka, zamykam oczy i po chwili zasypiam. Budzę się godzinę później, znów jestem w łazience, ale coś nie jest w porządku. Czerwona kreska opada z dolnej wargi, ciągnie się przez brodę, szyję, i dalej, zatrzymuje się dopiero przy pępku. Przyglądam się z bardzo bliska, dotykam, naciskam, rozciągam. Nic się nie dzieje. Wygląda jak pęknięcie, ale nie boli wcale. Przez chwilę boję się, że moje ciało rozpadnie się na dwie części, ale jednak się nie rozpada i cały ten strach mija. Czerwona kreska dotyka pępka, ale są ważniejsze rzeczy, zakładam spodnie, koszulę i buty. Wychodzę. Słońce świeci bardzo mocno, słońce jak zawsze wypala oczy i wysusza ludzi na wióry.
Kolejka w kiosku jest długa, ale czekam, bo mam ochotę zapalić i napić się wody. Na podłodze między moimi stopami zaczyna coraz wyraźniej pojawiać się czerwony ślad.

Brak komentarzy: